KE chce jednolitych zasad pomocy publicznej dla energetyki

KE chce jednolitych zasad pomocy publicznej dla energetyki


        Komisja Europejska jesienią tego roku przedstawi projekt wytycznych w sprawie pomocy publicznej, jaka może być udzielona projektom w sektorze energetyki, w tym energii nuklearnej - poinformował rzecznik KE ds. konkurencji Antoine Colombani.
fot. Shutterstock


Koszty inwestycji w atom są wprost związane z jej ryzykiem, a czynniki obniżające ryzyko to m.in. stabilne...
Obecnie takie wytyczne w UE dotyczą tylko "zielonej energetyki", ale nie energetyki jako całości.
"Jesienią przedstawimy projekt zasad udzielania pomocy publicznej dla projektów z sektora energetyki. Następnie skierujemy go do publicznych konsultacji z państwami członkowskimi i zainteresowanymi. (...) Chcemy je przyjąć w 2014 r." - powiedział Colombani.

Dodał, że przykładowo kilka unijnych krajów chce wsparcia w formie pomocy publicznej dla projektów z sektora energetyki nuklearnej. Dodał, że obecnie KE analizuje oddzielnie każdy przypadek. W ten sposób zaakceptowała wsparcie publiczne dla m.in. magazynowania odpadów radioaktywnych, likwidacji elektrowni, czy budowy niewielkiego reaktora nuklearnego w Holandii dla celów medycznych.
Powiedział też, że państwa członkowskie, które zamierzają wybudować elektrownie jądrowe, jak dotąd nie zwróciły się do KE z prośbą o notyfikację pomocy publicznej dla takich projektów.
Inaczej jest w przypadku energetyki ze źródeł odnawialnych czy projektów z zakresu efektywności energetycznej - tutaj wytyczne dot. pomocy publicznej obowiązują, ale KE chce dokonać ich przeglądu. "OZE oczywiście także będą częścią tych konsultacji, które rozpoczną się jesienią, ponieważ chcemy poprawić przepisy dotyczącego tego sektora energetyki. Wsparcie publiczne dla energetyki z odnawialnych źródeł jest czymś, co KE popiera. W przypadku energetyki nuklearnej pozostajemy neutralni" - powiedział Colombani.
Jak dodał, Komisja w żadnym wypadku nie chce zachęcać państw członkowskich do rozwoju energetyki nuklearnej. "Do państw członkowskich należy wybór ich miksu energetycznego" - podkreślił.
O sprawie napisała w piątek "Sueddeutsche Zeitung". Gazeta wskazuje, że dzięki nowym uregulowaniom koncerny energetyczne mogłyby otrzymywać publiczne subwencje na budowę elektrowni atomowych, podobnie jak to się dzieje w przypadku "zielonej energii". Jak napisała, zwolennicy tego projektu argumentują, że zarówno OZE, jak i elektrownie nuklearne to niskoemisyjne źródła energii. Organizacje ochrony środowiska uważają z kolei, że plan Komisji zagraża niemieckiej "zielonej" rewolucji energetycznej. Gazeta wskazuje też, że rząd niemiecki odrzuca plan KE, ale nie ma w tej sprawie weta.
Źródło: PAP

Zielony grząski grunt

Zielony grząski grunt


         Uprzywilejowana energetyka odnawialna wypiera z rynku energetykę konwencjonalną i stawia pod znakiem zapytania opłacalność inwestycji w tradycyjne elektrownie. Czy stać nas na dalsze zwlekanie z decyzjami?
fot. Shutterstock


Dążenie do niskoemisyjnej gospodarki jest warunkiem dalszej skutecznej modernizacji kraju - wynika z raportu... 
Przywódcy państw, akceptując pakiet klimatyczno-energetyczny i przyjmując w jego ramach konkretne cele ilościowe dotyczące energetyki odnawialnej czy redukcji CO2, rzucili tym samym na rynek zamówienia na konkretne technologie i ich stosowanie - w ograniczonym na razie do 2020 roku czasie.
Po to, by wywiązać się z przyjętych zobowiązań, państwa członkowskie zaczęły wprowadzać subsydia dla inwestorów OZE - bez tego nie opłacałoby się ich budować. Wśród celów tak zdefiniowanej polityki wobec wybranych źródeł energii trzeba wymienić - poza ochroną Ziemi przed skutkami zmian klimatu - także zmniejszenie zależności od importu paliw i rozwoju innowacyjnego przemysłu OZE oraz powstanie nowych miejsc pracy.


Rachunek za zieloną energię
Za rozwój OZE płacą jak zwykle ci, którzy są na końcu łańcucha - nie producenci energii czy jej dystrybutorzy, lecz odbiorcy energii. Ale w pułapkę wpadli nie tylko oni. Koszty wsparcia OZE okazały się wyższe niż szacowano, a z obranej drogi nie można się cofnąć, bo za brak realizacji zobowiązań wynikających z Pakietu klimatycznego grożą kary. Ale stało się coś jeszcze.
Prof. Krzysztof Żmijewski, sekretarz generalny Społecznej Rady Narodowego Programu Redukcji Emisji, wskazuje, że obowiązek wynikający z pakietu podjęło państwo, a nie przełożyło go na obowiązki cząstkowe. I teraz to państwo kłopocze się jak go zrealizować, a członkowie wspólnoty, jaką jest państwo, za nic bezpośrednio nie odpowiadają. - Nie można w ten sposób realizować takiej polityki - ocenia prof. Żmijewski.
Z dotychczas upublicznionych projektów ustawy o OZE nie wynikało, że świat polityki ma jakiś pomysł na to, żeby przełożyć obowiązki OZE na przykład na przedsiębiorców. Natomiast od kiedy tylko pojawiły się zapowiedzi, że system subsydiowania OZE zostanie zmieniony (a to historia sięgająca 2010 roku), trwa przeciąganie liny pomiędzy politykami i przedsiębiorcami o to, jakie technologie OZE mają być wspierane, na jakich zasadach i jak długo.
Ujmując rzecz skrótowo - biznes negocjuje z politykami, za ile jest skłonny zrealizować obowiązki, które ci wzięli w imieniu Polski, akceptując Pakiet klimatyczno-energetyczny. Kompromis rodzi się w bólach, także w obozie władzy. Znamienne jest, że resort skarbu był, a może dalej jest, przeciwko ograniczeniu wsparcia dla współspalania, bo to zahamowałoby zyski grup energetycznych i w konsekwencji wpływy budżetu z dywidend.
Jerzy Pietrewicz, sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki, uważa, że jeśli opłacalność inwestycji, jak w przypadku OZE, jest zabezpieczana za pośrednictwem państwa, to powstaje pytanie, czy powinny być wspierane wszystkie rodzaje inwestycji, czy też takie, które przysparzają najwięcej pożytku publicznego. - Wydaje się, że to ten drugi kierunek powinien naszemu myśleniu towarzyszyć - uważa Pietrewicz.
Takie dylematy, jak się wydaje, powinny już dawno być rozstrzygnięte. Istnieją opracowania, także zamawiane przez resort gospodarki, na temat tego, jak powinien wyglądać polski miks energetyczny w 2030 roku, a nawet później. Nie brakuje analiz oceniających krajowe zasoby OZE i możliwości ich wykorzystania. Brakuje decyzji, a projekty regulacji wciąż się zmieniają.
Pierwsze założenia zmian w systemie wsparcia zostały generalnie dobrze przyjęte, aczkolwiek nie przez inwestorów czy właścicieli instalacji, którzy mieli na tym stracić (duże farmy wiatrowe, współspalanie, duża energetyka wodna). Teraz resort gospodarki podaje, że współspalanie, nie wchodząc w szczegóły, ma być utrzymane do 2017 roku.
Beata Jaczewska, wiceminister środowiska, podkreśla, że polityka energetyczna i klimatyczna nie są odrębne i nie należy ich sobie przeciwstawiać. Deklaruje zrozumienie dla potrzeby utrzymania konkurencyjności polskiej gospodarki.
- Dla tej konkurencyjności definiujemy cenę energii, która musi pozostawać na niskim poziomie jako warunek utrzymania przewagi konkurencyjnej - zapewnia Jaczewska.
To otwiera pole do dyskusji, ile należy płacić za rozwój OZE, albo inaczej - na ile nas stać. Nie ma zgody w tych ocenach. Licząc prosto - energia elektryczna z OZE kosztuje więcej niż ze źródeł konwencjonalnych, bo na jej cenę składa się cena samej energii i koszty systemu wsparcia.
Ale środowiska "zielonych" oceniają, że błędna jest diagnoza jakoby energia z OZE był droższa od konwencjonalnej.
- Podstawowym mitem jest to, że skoro mamy mieć tanią energię, to powinna ona pochodzić z węgla brunatnego, a w związku z tym powinniśmy otworzyć zagłębia pod Legnicą, pod Gubinem, tysiące osób przesiedlić i mówić, że będziemy mieć tanią energetykę - mówi Andrzej Kassenberg, prezes Instytutu na Rzecz Ekorozwoju.
- To absurdalne. Dzisiaj Polska ma najwyższe koszty zewnętrzne produkcji energii elektrycznej w UE. Według Europejskiej Agencji Środowiska, gdybyśmy te koszty zewnętrzne uwzględnili w cenie energii, to powinna być ona o 70-150 proc. wyższa. My płacimy tę różnicę w zdrowiu, w ograniczeniu funkcjonowania przyrody, rolnictwa, lasów, w szybszej korozji, nie mówiąc już o zmianach klimatu.
Cele bliskie i dalekie
Do rozstrzygnięcia są też inne sprawy - nie mniej fundamentalne. Zważywszy że ma być weryfikowana polityka energetyczna Polski, zasadne staje się pytanie, czy nie należy poczekać z tworzeniem nowego prawa OZE do czasu, aż jasne stanie się, jak polityka energetyczna ma wyglądać, czy celem w OZE w perspektywie 2020 ma być przede wszystkim osiągnięcie celu statystycznego (zobowiązań), czy może jest jakiś szerszy plan działań. W tej sprawie też zdania są podzielone, ale ze sfer rządzącej kolacji płyną sygnały świadczące, że celem krótkoterminowym będzie raczej jednak realizacja podjętych zobowiązań.
- Po wielu latach dyskusji zbliża się teraz okres decyzji. To jest tak, że każdy chce zrobić jakiś interes i w okresie przygotowawczym forsuje swoje zdanie.
Tak jest na naszej scenie krajowej i również na scenie europejskiej, a także w kontekście globalnym. Jeśli został zamknięty etap europejski w celach 3 x 20, dla Polski 15 proc. w przypadku OZE, to nie kontestujemy tych 15 proc. do 2020 roku. Powinniśmy stworzyć teraz takie narzędzia, żeby pokazać w Europie, że wywiązaliśmy się ze zobowiązań.
To, co ma być po 2020 roku, to etap dalszych negocjacji - mówił poseł Andrzej Czerwiński.
Generalnie stanowisko Polski jest takie, że zobowiązania w obszarze polityki klimatycznej po roku 2020 powinny być funkcją zobowiązań międzynarodowych na okres po zakończeniu bieżącej dekady. Ustaleń globalnych można się spodziewać najwcześniej w 2015 roku, co wynika z dotychczasowych szczytów klimatycznych ONZ.
Nie wydaje się jednak, by można było tak długo czekać z rozwiązaniem problemu polegającego na tym, że energetyka odnawialna ciesząca się rozlicznymi przywilejami, a w tym pierwszeństwem w odbiorze, wypiera z rynku energetykę konwencjonalną. Przyczynia się to do spadku cen hurtowych energii i stawia pod znakiem zapytania opłacalność inwestycji w energetykę konwencjonalną.
Ta wciąż będzie niezbędna - chociażby jako zabezpieczenie niestabilnych źródeł OZE.
- Problem, który dotyczy Polski, dotyczy także w ogóle rynku energii w Europie. Model rynku oparty głównie na energetyce konwencjonalnej ze wzrastającym udziałem OZE jest już po prostu przestarzały - oceniaBogdan Pilch, prezes zarządu PGE Energia Odnawialna.
- Problem wziął się z tego, że energia odnawialna jest dotowana i działa na innych prawach niż konwencjonalna, która - można powiedzieć - jest w pełni urynkowiona. Ta dysproporcja spowodowała, że przy wzrastającym udziale energii odnawialnej nastąpił spadek cen hurtowych i ma to również takie reperkusje, że projekty w energetyce konwencjonalnej są po prostu nierentowne, a to powoduje, że w przyszłości mogą się pojawić kłopoty z bilansowaniem mocy.
Dyskusje na temat OZE będą zapewne trwały jeszcze długo. Cały wachlarz problemów i kontrowersji rozwinie, wolno się spodziewać, projekt ustawy o OZE - niezależnie od momentu, w którym się pojawi. Natomiast jasne jest, że najwyższa pora kończyć te dyskusje i wziąć w nich pod uwagę także konkurencyjność systemu wsparcia OZE w Polsce. Ze względu na konkretne zobowiązania polityczne rynek OZE w UE to raczej rynek dostawcy niż zamawiającego, a systemy wsparcia nie są w skali UE zharmonizowane. Poza tym nawet zważywszy, że Polska jest w przypadku technologii OZE głównie rynkiem zbytu, to mimo to inwestycje w ten obszar też mają znaczenie.
A ewidentnie brak przewidywalności regulacji hamuje i te inwestycje. - Dzisiaj inwestorom brakuje pewności. Zawsze jest jakieś ryzyko, ale proszę zapytać bankierów, czy sfinansują inwestycje. Zainwestowaliśmy w Polsce w portfolio projektów 700 MW w energetyce wiatrowej i teraz przyglądamy się, w jakim kierunku idzie ustawa o OZE, bo dzisiaj nie jesteśmy w stanie tych projektów finansować - mówił Jaromir Pečonka, członek zarządu CEZ Polska.
- Chcemy do 2015 posiadać 300 MW w energetyce wiatrowej lądowej, ale niestety obecna sytuacja nie sprzyja podejmowaniu decyzji. Obawiam się, że te 300 MW do 2015 roku może być trudne do osiągnięcia, bo w obecnym środowisku prawnym nie ma danych do podjęcia decyzji inwestycyjnych na dziesięciolecia - ocenia Robert Macias, członek zarządu RWE Renewables Polska.
Sektor bankowy, a przynajmniej jego część, podziela opinie inwestorów. Europejski Bank Inwestycyjny przewiduje, że w 2013 roku na projekty polskie będzie miał ponad pięć miliardów euro, ale...
- Jeśli chodzi o finansowanie projektów inwestycyjnych z dziedziny energetyki odnawialnej, to niestety z nimi jest kiepsko - przyznaje Piotr Michałowski, inspektor kredytowy (loan officer) Europejskiego Banku Inwestycyjnego.
W 2012 roku EBI nie sfinansował żadnego projektu z tej branży, a w roku 2013 zapowiada się, że też nie uda nam się zamknąć żadnej transakcji. Powód jest jeden - brak stabilności prawnej.
IRENEUSZ CHOJNACKI

źródło: http://biznes.onet.pl/zielony-grzaski-grunt,18567,5564246,1,prasa-detal

Flamanville: Kopuła reaktora położona

Flamanville: Kopuła reaktora położona     


EDF przeprowadził operację położenia kopuły na budynku reaktora. Jest to symboliczny etap budowy EPR we Flamanville.

Ważącą 260 ton kopułę EPR we Flamanville o średnicy 43 metrów podnosił jeden z najmocniejszych dźwigów na świecie - wysoki na 200 metrów (to dwie Statuy Wolności) "Big Benny". Gwarancją szczelności struktury będzie zespawanie całej kopuły, która następnie będzie pokryta siedmioma tysiącami ton betonu dla zwiększenia jej wytrzymałości.
Kopułę położyła firma Bouygues Construction, która wykonuje wszystkie prace budowlane na budowie EPR we Flamanville. Przygotowania do operacji trwały cztery miesiące, a zaangażowanych w nią było 30 pracowników BouyguesConstruction.
Jak informuje EDF, w ten sposób rozpoczyna się końcowy etap budowy EPR we Flamanville: wykonano 95 proc. prac budowlanych i 46 proc. elektromechanicznych prac montażowych. W najbliższych miesiącach do przykrytego kopułą budynku reaktora zostaną wprowadzone komponenty kotła jądrowego (wytwornice pary, zbiornik reaktora, stabilizator ciśnienia itd.). W pierwszym półroczu tego roku wykonano pierwsze próby elektryczne, zmontowano rurociągi pary w maszynowni i zabudowano pierwsze szafy systemu sterowania, który docelowo będzie służył do kontroli, nadzoru, ochrony i sterowania reaktorem EPR.
Pierwszy prąd z elektrowni ma popłynąć do sieci w 2016 r. Jej moc, 1 650 MW, pozwoli zaopatrzyć w energię elektryczną obszar zamieszkały przez półtora miliona osób. W rozpoczętą w grudniu 2007 r. budowę reaktora EPR w elektrowni Flamanville zaangażowały się wszystkie podmioty francuskiego przemysłu jądrowego. W 2012 r. na budowie pracowało do 3200 osób (60 proc. pracowników regionalnych, 2600 pracowników firm zewnętrznych i 600 pracowników EDF), które przepracowały łącznie 5 milionów godzin. Budowa jest pod stałą kontrolą Urzędu Dozoru Jądrowego (ASN).

źródło: http://biznes.onet.pl/flamanville-kopula-reaktora-polozona,18567,5562947,14753899,fotoreportaze-detal-big

Wejście Rosnieftu do projektów w Ameryce to działanie wizerunkowe

Wejście Rosnieftu do projektów w Ameryce to działanie wizerunkowe


        Prezydent Rosji Władimir Putin wyraził zainteresowanie rozpoczęciem wspólnych projektów z amerykańskim ExxonMobil w Zatoce Meksykańskiej i USA. Z biznesowego punktu widzenia jest to próba stworzenia wizerunku Rosnieft jako równorzędnego partnera amerykańskiej spółki.
Prezydent Rosji Władimir Putin i szef koncernu Rosnieft Igor Seczin
fot. Reuters


Stany Zjednoczone planują przyłączyć się do sprawy, którą Unia Europejska wnosi do WTO przeciwko Rosji w... Zobacz więcej 18 lip, 19:03
Podczas rozmowy z szefem koncernu Rosnieft Igorem Seczinem i prezesem ExxonMobil Development Neil'em W. Duffinem Władimir Putin powiedział, że Rosja jest zainteresowana prowadzeniem wspólnych projektów w Zatoce Meksykańskiej. Jak relacjonuje rosyjska redakcja BBC, podczas wideokonferencji z platformy "Orlan" znajdującej się w Morzu Ochockim, Putin powiedział: "Jest mi miło, że ExxonMobil staje się strategicznym partnerem największej rosyjskiej spółki naftowej Rosnieft. Liczę, że Rosnieft będzie współpracować z ExxonMobil też w innych częściach świata, w tym w Zatoce Meksykańskiej i USA".
Morska platforma "Orlan" została uruchomiona w 2005 roku w celu wydobycia ropy i gazu ze złoża Czajwo w ramach międzynarodowego projektu Sachalin-1. Projekt prowadzi konsorcjum, w skład którego wchodzą spółki z Rosji, Japonii, Indii i USA. Jego operatorem jest ExxonMobil. Neil W. Duffin powiedział z kolei, że w planach z Rosnieftem jest budowa podobnych platform wydobywczych w celu prowadzenia innych wspólnych projektów. Szef ExxonMobil Development zaznaczył też, że jest wdzięczny prezydentowi Rosji za stworzenie sprzyjającego reżimu podatkowego dla realizacji projektów dotyczących wydobycia trudnodostępnej ropy naftowej.


Rosnieft już wykonał pierwsze kroki wejścia do amerykańskich projektów ExxonMobil. W marcu br. Rosjanie poinformowali o kupnie 30 proc. udziałów w projekcie eksploatacji 20 głębinowych bloków w Zatoce Meksykańskiej. Rosnieft wszedł do projektu za pośrednictwem spółki córki Neftegaz America Shelf LP.
W maju br. ExxonMobil poinformował o przygotowaniach do eksploatacji podmorskiego pola naftowego Julia znajdującego się w Zatoce Meksykańskiej. Planuje się, że wydobycie na tym terenie rozpocznie się w 2016 roku. Neil W. Duffin mówił wcześniej, że dostęp do zasobów, jakie kryje złoże Julia będzie wpływać na bezpieczeństwo energetyczne Stanów Zjednoczonych przez wiele lat. To złoże jest jednym z pierwszych dużych odkryć zasobów ropy naftowej w głębinowych granicach Zatoki Meksykańskiej. Znajduje się ono ponad 30 tys. stóp (9,1 tys. metrów) poniżej powierzchni oceanu. ExxonMobil jako operator tego projektu i Statoil Zatoka Meksykańska LLC posiadają po 50 proc. udziałów.
Główny analityk rosyjskiej Fundacji Narodowego Bezpieczeństwa Energetycznego Igor Juszkow w rozmowie z PAP przypomniał, że współpraca Rosnieft i ExxonMobil rozpoczęła się od rosyjskich projektów arktycznych. Następnie partnerstwo poszerzyło się dzięki projektom związanym z zagospodarowaniem szelfu Morza Czarnego.
"Po tych inwestycjach trzeba było pokazać, że Rosnieft, który przyciąga inwestora zagranicznego posiadającego środki finansowe i odpowiednie technologie dla zagospodarowania rosyjskich złóż jest partnerem równorzędnym. A co za tym idzie, niezbędna jest wzajemna integracja. Rosnieft powinien wejść do projektów ExxonMobil, przy czym te inwestycje muszą być prowadzone nie w krajach trzecich, a na rodzimym terytorium amerykańskiego koncernu – zaznaczył.
W opinii Juszkowa, w ten sposób rosyjskie elity polityczne zademonstrowały, że Rosja nie jest wyłącznie "spichlerzem bogactw naturalnych", gdzie światowe koncerny przychodzą wydobywać węglowodory. W ramach tej strategii w kwietniu 2012 roku Rosnieft i ExxonMobil podpisały porozumienia w sprawie wejścia rosyjskiej spółki do projektów amerykańskiego partnera w USA i Kanadzie.
"Jednak w rzeczywistości te projekty mają jedynie charakter wizerunkowy. Dla Rosnieftu skrajnie ważne było przyciągnąć ExxonMobil do inwestycji w Rosji. Chodzi o to, że bez tego mocnego partnera Rosjanie nie mieli by możliwości zagospodarowania projektów szelfowych. Teraz sprawa wygląda analogicznie – ocenił.
Juszkow dodał, że obecnie Rosnieft poszerza współpracę z Amerykanami na Sachalinie. Koncerny planują m.in. budowę zakładu LNG. Partnerzy zastanawiają się nad wyborem powierzchni inwestycyjnej dla tego dalekowschodniego przedsiębiorstwa. Planowana wartość projektu budowy wynosi 15 mld dolarów. Jednocześnie Rosjanom zależy na stworzeniu pozorów "symetrycznej" współpracy. Dlatego Władimir Putin mówi o tym, że poszerzając projekty w Rosji, Rosnieft i ExxonMobil powinny prowadzić analogiczne projekty w Ameryce.
"Z biznesowego punktu widzenia, amerykańskie projekty ExxonMobil nie są potrzebne Rosjanom. Dlatego rosyjskie władze w żaden sposób nie będą używać jakiegokolwiek nacisku w stosunku do tego inwestora w celu wejścia na jego rynek. Przeciwnie, Igor Seczin lobbuje za utrzymaniem sprzyjającego reżimu podatkowego dla wspólnych rosyjsko-amerykańskich projektów, a także działa na rzecz liberalizacji eksportu gazu w Rosji" – przekonuje Juszkow.
Ekspert podsumowuje, że dla Rosnieftu amerykańskie projekty nie mają znaczenia pierwszorzędnego. Rosyjski koncern jest w nich mniejszościowym akcjonariuszem. To ExxonMobil odpowiada za zabezpieczenie logistyki i rynków zbytu surowców energetycznych. W tego rodzaju projekty wydobywcze, które miałyby zagwarantować dostawy surowców na rynek własny, wchodzą przeważnie spółki z Azji (chińskie i japońskie), czyli kraje importujące paliwo, a nie eksportujące, tak jak Rosja.

źródło: http://biznes.onet.pl/wejscie-rosnieftu-do-projektow-w-ameryce-to-dziala,18567,5564826,1,news-detal

PE poparł interwencję na rynku handlu emisjami CO2; przegrana Polski

PE poparł interwencję na rynku handlu emisjami CO2; przegrana Polski

        PE opowiedział się w środę za interwencją na rynku handlu emisjami CO2. Teraz wiele zależy od Rady UE, która może poprzeć interwencję, odrzucić lub zaproponować kompromis. Polska, która jest przeciwna interwencji, musi więc szukać sojuszników wśród krajów UE.
fot. Reuters


W głosowaniu na sesji plenarnej 344 europosłów opowiedziało się za interwencją, 311 było przeciw, a 46 wstrzymało się od głosu.
Chodzi o ubiegłoroczną propozycję KE dotyczącą zawieszenia aukcji 900 mln pozwoleń na emisję CO2 w latach 2013-2015 (tzw. backloading). O tyle samo miałaby być zwiększona liczba pozwoleń w kolejnych latach do 2020 r. W zamyśle KE zawieszenie aukcji ma podnieść ich niską obecnie cenę i zmobilizować firmy do zielonych inwestycji. Polska uważa z kolei, że to ingerencja w rynek i wskazuje, że może stracić na tym 1 mld euro w latach 2013 - 2020.


"PE zatwierdził backloading w zmodyfikowanej formie. Teraz kolej na ministrów w Radzie na zajęcie stanowiska" - powiedział cytowany przez resort środowiska minister Marcin Korolec. Dodał, że projekt Parlamentu zakłada, że przed odłożeniem pozwoleń, KE musi przygotować szczegółową ocenę wpływu na sektory i podsektory narażone na wyciek emisji. PE postuluje też ograniczenie backloadingu do jednorazowej interwencji.
Zdaniem Korolca, zmiany przyjęte przez Parlament "ograniczają wpływ na ceny (emisji - PAP), ale Polska będzie konsekwentnie walczyć w Radzie przeciw backloadingowi".
"To zła propozycja ze strony Komisji i bardzo źle stało się, że ją przyjęliśmy" - powiedziała po głosowaniu europosłanka, prof. Lena Kolarska-Bobińska (PO).
"Nawet jeśli komisarz (ds. klimatu) Connie Hedegaard nie akceptuje bieżących cen emisji CO2, nie może zaprzeczyć, że system pracuje tak, jak został zaprojektowany. Jeśli uznamy, że system ETS nie sprawdził się, to należy go zmienić w całości po 2020 roku, a nie robić jednorazowych, +ręcznych+ i administracyjnych poprawek, manipulacji cenami" - dodała.
Zdaniem europosła Konrada Szymańskiego (PiS), przyjęcie backloadingu spowoduje podwyższenie kosztów dla wszystkich gałęzi przemysłu energochłonnego i elektrowni opartych na węglu.
"Dzięki tej szkodliwej decyzji PE kryzys w Europie będzie trwał dłużej. Posłowie dali sobie wmówić, że głosują nad nowym kompromisem w sprawie polityki klimatycznej. W rzeczywistości poparli starą propozycję Komisji w nowym opakowaniu" - powiedział Szymański.
W głosowaniu PE przyjęta została poprawka, zgodnie z którą zawieszenie 900 mln pozwoleń będzie jednorazową interwencją na rynku. Jak podkreśla Kolarska-Bobińska, ten zapis został zaakceptowany wbrew oczekiwaniom KE, która liczyła na nieograniczona władzę w tym zakresie.
"Wątpię jednak, że będzie to respektowane. Komisja nie dała i nie może dać gwarancji, że będzie to jednorazowa ingerencja administracyjna w rynek. Jeżeli zgodzimy się na to raz, zawsze będzie istniało ryzyko, że sytuacja się powtórzy" - uważa europosłanka.
Po dzisiejszym głosowaniu propozycja KE zostanie przesłana do Rady. Nie jest jasne stanowisko niektórych krajów członkowskich, w tym Niemiec. Polska zawsze była przeciwna backloadingowi.
W negocjacjach PE z Radą szansę na zmianę niekorzystnych dla Polski ustaleń dostrzega jednak Szymański. "Głosowanie w PE niczego nie kończy, piłka jest w grze. Mam nadzieję, że rząd zdoła zbudować mniejszość blokującą w Radzie. Musimy teraz znaleźć przychylne państwa w UE, które sprzeciwią się razem z nami tej propozycji. Tak Rada, jak i Parlament w opiniach na temat backloadingu są podzielone - pół na pół" - powiedział PAP Szymański.
Jego zdaniem trudno ocenić, ile będą trwały rozmowy między Radą i Parlamentem. Rozwiązania są trzy - Rada zaakceptuje wynik głosowania w PE, odrzuci go lub wprowadzi poprawki do propozycji PE, które następnie będą głosowane na sesji plenarnej.
Kolarska-Bobińska podkreśla jednak, że choć odrzucenie propozycji PE przez Radę jest teoretycznie możliwe, to w praktyce nie można na to liczyć. "A dlatego, że wiele krajów akceptuje (backloading). W tej sprawie nie ma też prawa weta w Radzie. Polska więc nie może tego zablokować, może tylko budować koalicję. Musiałaby to być bardzo silna koalicja. Jeśli jednak Niemcy i inne duże kraje poprą backloding, będzie bardzo trudno go odrzucić" - powiedziała PAP.
Pod koniec ubiegłego roku minister środowiska Marcin Korolec przedstawił w Brukseli analizę, która wskazywała na możliwą stratę ok. 1 mld euro przychodów budżetowych w latach 2013-20 na skutek zawieszenia aukcji 900 mln pozwoleń.
Środowe głosowanie nad backloadingiem na sesji plenarnej było już drugim takim głosowaniem. W kwietniu propozycja została przez europosłów odrzucona. Sprawa wróciła do komisji środowiska, ponieważ propozycji nie wycofała KE. W czerwcu komisja środowiska PE poparła opóźnienie aukcji.

źródło: http://biznes.onet.pl/pe-poparl-interwencje-na-rynku-handlu-emisjami-co2,18567,5555053,1,news-detal